"Miasto Latarni - Tom 3" [recenzja]


Trzeci tom "Miasta Latarni" od wydawnictwa Lost in Time kończy historię Sandera Jorvego i jego walki o lepsze jutro. Dzieje się tutaj dużo, akcja gna na złamanie karku i nawet przez moment nie pozwala nam na chwilę odpoczynku. Sam finał jest satysfakcjonujący, ale mimo wszystko nie do końca przypadł mi do gustu. 

"Sander Jorve poświęcił wszystko, żeby odmienić Miasto Latarni: swoją rodzinę, swój dom, nawet swoją tożsamość. Teraz, kiedy bezwzględni bandyci wychynęli z Podziemi, imperator oszalał, a zdesperowana armia zza Muru zbiera się pod miastem, Sander będzie musiał wybrać stronę… o ile pamięta, o co walczy. Imponująca saga Miasta Latarni dobiega końca.

Miasto Latarni – stworzone przez Trevora Craftsa, przy udziale Bruce’a Boxleitnera i Matthew Daleya, ze scenariuszem Daleya i Mairghread Scott (Transformers, Toil and Trouble) oraz zilustrowane przez Carlosa Magna (Planet of the Apes, RoboCop) – opowiada o tym, czego trzeba, żeby zmienić przydzielone człowiekowi miejsce na świecie, a całość jest osadzona w oryginalnym, steampunkowym uniwersum."


Lektura trzeciego tomu "Miasta Latarni" była dla mnie intensywnym doznaniem. Pomimo tego, że jest to ostatni album z serii, to autorzy nadal rozwijają postać Sandera Jorvego i stawiają go przed trudnymi decyzjami. Bohater w dalszym ciągu jest idealistą, który chce zmienić świat na lepsze, ale widać, że bycie podwójnym agentem odcisnęło na nim piętno. Decyzje, które podjął zaczynają mieć swoje konsekwencje i nie zawsze podążają one w dobrym kierunku. Twórcy nie zapominają także o pozostałych postaciach, które mają istotny wpływ na przedstawiane wydarzenia. Mieszane odczucia wywołało u mnie jednak zakończenie, które z jednej strony jest satysfakcjonujące, ale z drugiej pozostawia wiele do życzenia.


Muszę przyznać, że gdzieś w połowie albumu odniosłem wrażenie, że autorzy jakby pogubili się w opowiadaniu historii. Jak wspominałem we wstępie, akcja komiksu niemal przez cały czas gna na złamanie karku próbując w przyzwoity sposób zakończyć całą opowieść. Niestety tylko próbuje, ponieważ twórcy stworzyli zbyt wiele wątków przez co w finale część z nich nie została należycie wyjaśniona lub też całkowicie pominięta. Oprócz tego jesteśmy świadkami skomplikowanych rozgrywek politycznych, których śledzenie sprawiło, że ja także w pewnym momencie pogubiłem się w tej historii. Sam wątek Saandera Jorvego w moim odczuciu został rozwiązany przyzwoicie, ale trzeba wspomnieć, że zakończenie jest bardzo otwarte i nie zdziwiłbym się gdyby za jakiś czas pojawiła się kontynuacja tego tytułu.   


Pod względem oprawy graficznej komiks w dalszym ciągu prezentuje się bardzo ładnie, a samo miasto i jego szczegółowość nadal robi duże wrażenie. Trochę mniej podobały mi się twarze postaci, ale ogólna prezentacja bohaterów i dynamika kadrów stoi na wysokim poziomie. Tak jak poprzednio komiks wydany został w miękkiej oprawie ze skrzydełkami, a jego cena okładkowa wynosi 65,00 zł.

Czy warto sięgnąć po "Miasto Latarni"? Jeżeli podobały Wam się poprzednie tomy, to z lektury ostatniego albumu powinniście być zadowoleni, aczkolwiek druga połowa komiksu była dla mnie dość dużym zawodem. Nie jest to zły tytuł, ale w moim odczuciu bardzo nierówny. Ciekawe postacie i zaskakujące zwroty akcji naprzemiennie przeplatają się z nieprzemyślanymi i trochę naiwnymi wątkami, które potrafią popsuć odbiór całości. Najmocniejszym plusem tego komiksu jest niewątpliwie postać Saandera Jorvego i oprawa graficzna. Tytułu z czystym sumieniem polecić nie mogę, ale też nie żałuję czasu spędzonego z lekturą. Gdybym miał ocenić "Miasto Latarni" jako całość, to w skali szkolnej wystawiłbym tej serii mocną czwórkę. Jest dobrze, ale zapowiadało się, że będzie lepiej. Niestety, nie wyszło.

Maciej Skrzypczak

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękuję wydawnictwu Lost in Time za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawca nie miał wpływu na moją opinię.







Komentarze