"Cienie z Thule" [recenzja]


"Cienie z Thule" to tytuł fantasy, który znajduje się w katalogu wydawnictwa Lost in Time. Bohaterem komiksu jest Cormack Mac Fianna, król Piktów, który będzie musiał stawić czoła mrocznym siłom chcącym zniszczyć świat. Za scenariusz odpowiada Patrick Mallet, który garściami czerpie z twórczości Roberta E. Howarda i H.P. Lovecrafta i moim zdaniem robi to naprawdę dobrze.

"Szkocja, II wiek n.e. za Murem Antonina wojna między rzymskim najeźdźcą a ludami Gaelów i Piktów nie posuwa się naprzód. Zmanipulowany przez czarownicę generał Gajusz Horacjusz doprowadza do uwolnienia, nad ziemiami swoich przeciwników, pradawnego zagrożenia: Cieni z Thule. Aby stawić temu czoło, Cormak Mac Fianna będzie musiał zjednoczyć niegdyś wrogie sobie plemiona i odwołać się do zapomnianych sił."

Nie będę ukrywał, że kiedy rozpoczynałem lekturę "Cieni z Thule" nie liczyłem na szczególnie wybitną opowieść. Myślałem, że będzie to co najwyżej dobre fantasy z ładnymi rysunkami, o którym tak naprawdę zapomnę na drugi dzień. Niestety, dużo jest tytułów, które ładnie wyglądają, ale w moim odczuciu pod względem fabuły nie wyróżniają się niczym specjalnym. Tymczasem przygody Cormacka Mac Fianny okazały się dla mnie prawdziwym zaskoczeniem i sprawiły, że komiks przeczytałem za jednym razem. Trzeba powiedzieć wprost, że historia nie odkrywa gatunku na nowo. To kolejna opowieść o dzielnym wojowniku, który musi ocalić świat przed zagładą. Patrick Mallet stworzył jednak opowieść spójną i przemyślaną, mającą początek i koniec. Nie ma tutaj jakichś niedopowiedzeń, czy też braków w fabule. W trakcie lektury ma się wrażenie, że mamy do czynienia z historią kompletną, co uważam za duży plus. Ponadto scenarzysta bardzo wyraźnie nakreślił i przedstawił bohaterów opowieści. Każda z nich ma określone cele, przekonania i motywacje dzięki czemu nikt nie wydaje się zbędny. Jedyną rzeczą do której mógłbym się przyczepić, ale tak na siłę, to trochę zbyt duże przyśpieszenie akcji pod sam koniec komiksu. 
Pod względem graficznym "Cienie z Thule" również stoją na bardzo wysokim poziomie. Rysunki autorstwa Lionela Marty'ego cechują się niesamowitą wręcz szczegółowością i dbałością o detale. Dotyczy to nie tylko plenerów i otoczenia, ale też samych postaci, ich mimiki i strojów. Na uwagę zasługuje również bogata kolorystyka, która chociaż na pierwszy rzut oka wydawać się może zbyt jaskrawa, to tak naprawdę jest dość mroczna. Nie brakuje tutaj krwi i brutalniejszych scen, a także odrobiny nagości. Ponadto bardzo podobało mi się też przedstawienie tytułowych Cieni z Thule, które na myśl przywodzą maszkary z dzieł H.P. Lovecrafta o czym już wcześniej wspominałem. Pod względem graficznym komiks bardzo dobrze łączy klimat fantasy i horroru. Sam album wydany został w twardej oprawie o wymiarach 215x290 mm i liczy 144 strony. Na samym jego końcu znajdziemy interesujące materiały dodatkowe, jak chociażby szkice i wywiad z twórcami. Cena okładkowa komiksu wynosi 95,00 zł. 

"Cienie z Thule" to solidna i wciągająca opowieść fantasy, która okazała się dla mnie dużym i pozytywnym zaskoczeniem. Jak już wspominałem, nie spodziewałem się tak dobrego tytułu i prawdę mówiąc ciężko mi się tutaj do czegokolwiek przyczepić. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko polecić ten tytuł z czystym sumieniem.

Maciej Skrzypczak

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękuję wydawnictwu Lost in Time za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawca nie miał wpływu na moją opinię.










Komentarze