"Raz i na zawsze - Tom 5 - Jałowa ziemia" [recenzja]


Piąty tom serii "Raz i na zawsze" wydany przez Non Stop Comics kończy przygody Duncana, Bridgette i Rose. Nadchodzi ostateczne starcie pomiędzy Arturami, a nasi bohaterowie mają tylko jedną szansę na uratowanie Wielkiej Brytanii i reszty świata. Czy scenarzysta Kieron Gillen sprostał zadaniu i w ciekawy sposób doprowadził serię do końca? No nie bardzo.

"Jest Wigilia Bożego Narodzenia i wszyscy królowie zbierają się przy Excaliburze, każdy zdeterminowany, żeby zostać prawdziwym władcą. Narasta chaos! 

A jeśli nikt nie ma dość siły, żeby wyciągnąć miecz? Czy po tylu konfliktach w końcu zapanuje pokój, czy też tron obejmie ktoś niespodziewany? Zaczynają się rytuały, wybuchy i bitwy, podczas gdy na Mary, Rose, Bridgette, Merlina i resztę czeka ostateczny los! 

Niezrównani Kieron Gillen (The Wicked + The Divine) i Dan Mora (Klaus) przedstawiają długo wyczekiwany finał swojej nominowanej do nagrody Hugo współczesnej mistycznej opowieści opartej na legendach arturiańskich!"


Muszę przyznać, że po lekturze finałowego tomu serii "Raz i na zawsze" czuję ogromy niedosyt i zawód jednocześnie. Z jednej strony scenarzysta Kieron Gillen zakończył główny wątek i podomykał najważniejsze kwestie. Z drugiej strony odnoszę wrażenie, że do wyjaśnienia zostało jeszcze całkiem sporo, zwłaszcza jeżeli chodzi o postacie poboczne. Ogólnie akcja w piątym tomie wydaje się dość chaotyczna. Autor pospiesznie przeskakuje z miejsca na miejsce, przyspiesza czas (jest to uzasadnione fabularnie) i robi wszystko byle tylko dotrwać do Bożego Narodzenia, kiedy to rozegrać ma się finałowe starcie. Owszem, w poprzednich tomach akcja również gnała na złamanie karku i potrafiła być trudna w odbiorze z uwagi na masę nawiązań do różnych mitów i legend, a scenarzysta niespecjalnie nam to wszystko wyjaśniał. Tylko, że w połowie serii takie momenty można wybaczyć, bo w końcu jest jeszcze czas, żeby to wszystko uzasadnić. Jednak w ostatnim tomie wypadałoby spiąć wszystko razem i skupić się na solidnym i spójnym zakończeniu. Tutaj tego zabrakło.

W trakcie lektury pojawiają się ciekawe postacie, które mają za zadanie odegrać jakąś role w toczącej się opowieści. Kiedy tego dokonują, autor momentalnie o nich zapomina. Scenarzysta wprowadza też bohaterów, konkretnie chodzi mi tutaj o kolejne wcielenia króla Artura, o których nie wiemy praktycznie nic. Pojawiają się na kilku planszach i to tyle. Odnoszę wrażenie, że Kieron Gillen jakby celowo postawił na ilość postaci, żeby czytelnik miał wrażenie, że toczy się tutaj walka o wielką stawkę. Tylko, że w moim odczuciu wyszedł z tego nie mały chaos i bałagan. Fabuła też do końca nie wydaje się spójna. W jednym tomie autor wyjaśnia dany motyw w jeden sposób, a na sam koniec w zupełnie inny. Owszem, samo zakończenie w kilku momentach potrafi być przyzwoite, ale nie wywołało we mnie żadnych emocji. Zresztą, odniosłem wrażenie, że brakuje w nim pewnej spójności i logiki o czym wspomniałem już wcześniej. Nie będę zdradzał szczegółów, bo musiałbym tutaj opowiedzieć o ostatnich kilku stronach komiksu, ale można powiedzieć, że autor zatoczył koło i zostawił otwartą furtkę na ciąg dalszy. 


Czy mogę polecić "Raz i na zawsze" z czystym sumieniem? Raczej nie. Owszem, pomimo tych wszystkich wad, komiks może się podobać. Niewątpliwą zaletą tego tytułu są rysunki Dana Mory o których więcej napisałem przy okazji recenzji poprzednich tomów. Jeżeli zaś chodzi o fabułę to nie ukrywam, że byłem zaintrygowany przygodą Duncana i jego babci, ponieważ Kieron Gillen stworzył ciekawe połączenie gatunku fantasy ze współczesnym światem. Autor przedstawił również interesujących bohaterów i postacie poboczne, ale w moim odczuciu stworzył zbyt dużo wątków, które nie zostały odpowiednio rozwinięte. Osobiście wolałbym, żeby scenarzysta ograniczył sceny akcji, a bardziej skupił się na postaciach. Bardzo podobał mi się tom drugi, który uważam za najlepszy z serii. Tam niemal wszystko było ładnie wywarzone i opowiedziane. Stopniowo poznawaliśmy zasady jakimi kierują się opowieści, poznawaliśmy kolejne postacie, a i akcji też nie zabrakło. Później fabuła zaczęła nabierać zbyt dużego tempa i pomimo, że czytało się to dobrze, to wszystko zaczęło się pomału rozchodzić. Ja akurat pogodziłem się z takim tempem narracji, niedomówieniami i ogólnie czerpałem przyjemność z lektury mając nadzieję, że zakończenie okaże się bardziej stonowane i rzuci więcej światła na wszystkie dotychczasowe wydarzenia. Cóż, tak się nie stało. 


Seria "Raz i na zawsze dobiegła końca. Gdybym miał ocenić ją jako całość, to w skali szkolnej wystawiłbym naciąganą czwórkę. Potencjał na świetną opowieść był ogromny, ale w moim odczuciu nie został odpowiednio wykorzystany. To komiks w którym bardzo dobre momenty ciągle przeplatają się z tymi słabszymi. Ogólnie wyszła z tego przyjemna lektura, która potrafi wciągnąć i zaintrygować, ale mogło być lepiej.

Maciej Skrzypczak

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękuję wydawnictwu Non Stop Comics za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawca nie miał wpływu na moją opinię.




 

Komentarze