"Oblivion Song - Tom 3" [recenzja]

Po trzech latach spędzonych w więzieniu Nathan Cole wychodzi na wolność. Przez ten czas wiele się zmieniło. Fundacja założona przez Bridget i Duncana Freemanów zaczęła badać wymiar zwany Oblivionem i pozyskiwać z niego surowce w celu stworzenia nowych leków. Po wydarzeniach z drugiego tomu serii "Oblivion Song" od wydawnictwa Non Stop Comics wydawać by się mogło, że wszystko zaczęło się układać. Czy aby na pewno?

"Dekadę temu trzysta tysięcy mieszkańców Filadelfii nagle zniknęło w Oblivion. Nathan Cole ryzykował życie i wolność, aby ich ocalić. Teraz, po uwolnieniu z więzienia, Nathan odkrywa, że nowa organizacja z sukcesem kontynuowała jego pracę w Oblivion. Kiedy jednak pojawiają się Bezimienni i zaczynają brać ludzi do niewoli, Nathan i jego brat Ed muszą ponownie złączyć siły w walce o przyszłość dwóch światów."
Nathan Cole wyszedł z więzienia. ale nadal ma wyrzuty sumienia za to co stało się lata temu. Do Oblivionu natomiast wysyłane są liczne ekspedycje, które mają na celu pozyskanie nowych surowców, a brat naszego bohatera, Ed, ponownie ułożył sobie życie w obcym wymiarze. Jednak pewnego dnia jego obóz zostaje zaatakowany przez istoty zwane Bezimiennymi, które porywają większość mieszkańców obozu. Nathan i Ed będą musieli połączyć siły, uratować uprowadzonych i dowiedzieć się kim tak naprawdę są złowrogie istoty i jakie mają zamiary.

Poprzedni tom serii nie specjalnie przypadł mi do gustu. Wprawdzie Robert Kirkman stworzył interesujący świat i nakreślił ciekawe wątki, ale miałem wrażenie, że część z nich została przedstawiona w dość chaotyczny i przewidywalny sposób. Nie do końca podobało mi się też zachowanie i motywy niektórych postaci. Mimo wszystko komiks potrafił mnie zaintrygować na tyle, że postanowiłem sięgnąć po kolejne tomy. I muszę powiedzieć, że nie żałuję tej decyzji.
Jak już wspominałem akcja trzeciego tomu dzieje się 3 lata po ostatnich wydarzeniach. Można powiedzieć, że to pewnego rodzaju nowe otwarcie dla serii. Motyw wypadku został na chwilę obecną zepchnięty na boczny tor, a Robert Kirkman niemal w całości skupił się na postaci Bezimiennych. Mowa o tych istotach była już w tomie pierwszym, ale był to rodzaj legendy, opowiadań o których opowiadali ocaleni. Tym razem widzimy ich w pełnej okazałości. Podobało mi się to, jak autor zarysował nam ową tajemniczą rasę. Wiemy jak się się nazywają, i że mają osobne klany, oraz hierarchię. Odnoszę też wrażenie, że w ich motywach kryje się coś więcej niż chęć przeprowadzania eksperymentów na ludziach. Z czasem pewnie wątek ten zostanie rozwinięty.
O ile ten tom podobał mi się bardziej niż poprzedni, tak nadal mieszane uczucia mam co do oprawy graficznej. Do kolorystki zdążyłem się już przyzwyczaić, jednak odnoszę wrażenie, że tym razem Lorenzo De Felici trochę obniżył poprzeczkę. Moim zdaniem część plansz pozbawiona jest detali, a postacie niekiedy rysowane są w sposób niedbały. Uważam, że rysunki w pierwszym, a nawet drugim tom serii były bardziej szczegółowe i dopracowane. Ponadto w dalszym ciągu część z nich wydaje mi się trochę chaotyczna i mało czytelna. Jak wspominałem ostatnio, "Oblivion Song" to ładnie narysowany komiks, ale tylko ładnie. I to się już chyba nie zmieni. 

Trzeci tom serii "Oblivion Song" to przyjemna i ciekawa lektura, zdecydowanie lepsza od poprzedniego albumu. W chwili obecnej znajdujemy się w połowie opowieści i jeżeli nie zajdą w niej jakieś większe zmiany, zaskakujące zwroty akcji, to raczej będziemy mieli do czynienia z tytułem dość nierównym, o dużym, lecz niewykorzystanym potencjale. Mimo wszystko czasu z lekturą nie uważam za zmarnowany i zaraz sięgam po tom czwarty. 

Maciej Skrzypczak

Komiks do recenzji kupiłem sobie sam.






 

Komentarze