"Murder Falcon" [recenzja]


„Murder Falcon” to jedna z propozycji wydawniczych od Nagle Comics na luty. Bohaterem komiksu jest Jake, założyciel heavy metalowego zespołu. Jego życie legło w gruzach, kiedy jednak Ziemia zostaje zaatakowana przez potwory, tylko on z pomocą swoich solówek i wojownika zwanego Zabójczym Sokołem może uratować naszą planetę. Tytuł autorstwa Daniela Warrena Johnsona to mieszanka czystej i pokręconej akcji, ale nie brakuje również trudniejszych tematów. 

„Podczas gdy świat atakują potwory, życie Jake’a rozpada się na kawałki: bez zespołu, bez dziewczyny, bez przyszłości…  do momentu spotkania Murder Falcona, który przybywa z Łomotu, żeby niszczyć zło. Ale potrzebuje do tego zabójczych gitarowych solówek Jake’a.

Z każdym zagranym akordem moc metalu podsyca tlącą się w Murder Falconie kung-fu furię. Żeby obronić Ziemię, Jake będzie musiał reaktywować swój zespół, Brooticus. Tylko czy to wystarczy, żeby wstrząsnąć całą planetą?”

MUZYKA KONTRA POTWORY

Kiedy zaczynałem lekturę „Murder Falcona”, miałem pewne wyobrażenie na temat tego, czego mogę się spodziewać. Opis wydawcy sugerował czystą akcję, walki z potworami, które zaatakowały naszą planetę, i masę odniesień do heavy metalu. Muszę przyznać, że to wszystko dostałem, a nawet jeszcze więcej. Fabuła jest pokręcona i zwariowana. Jake z pomocą swojej gitary przyzywa wojownika zwanego Zabójczym Sokołem, czyli tytułowego Murder Falcona. Razem walczą z potworami, które przybywają do nas z wymiaru zwanego Łomotem, aby podbić nasz świat. Bohater musi reaktywować swój zespół, żeby stawić czoło zagrożeniu. Konstrukcja i założenie komiksu przypominają mi trochę grę „Brutal Legend” autorstwa Tima Schafera z 2007 roku. Uważam, że był to świetny, lecz niedoceniony tytuł, który mnie przekonał do muzyki metalowej.


„MURDER FALCON” TO NIE TYLKO AKCJA, LECZ TAKŻE EMOCJE

Jednak nie samym heavy metalem i walką z potworami „Murder Falcon” stoi. Ku mojemu zaskoczeniu porusza też ważny i trudny temat choroby i umierania. Nie będę wchodził w szczegóły, ale wątek ten, który początkowo wydawał się mało istotny dla ogólnej koncepcji komiksu, z czasem stał się bardzo ważny dla całej historii. W rezultacie ewoluował do tego stopnia, że na sam koniec potrafił chwycić za serce i zmusić do przemyśleń. Dla mnie było to duże pozytywne zaskoczenie, bo tytuł nie okazał się bezsensowną naparzanką z potworami. To też zasługa postaci Jake’a i członków jego zespołu, którzy przedstawieni zostali w bardzo ludzki, naturalny sposób. Daniel Warren Johnson wykreował ciekawych bohaterów, których losy śledzi się z dużym zaangażowaniem. Relacje między nimi są lepsze i gorsze, ale pokazane w sposób naturalny i prawdziwy, co jest dużym plusem.


DANIEL WARREN JOHNSON NIE TYLKO OPOWIADA, ALE I RYSUJE

Od strony graficznej, za którą również odpowiada scenarzysta Daniel Warren Johnson, jest solidnie, lecz nie idealnie. Na planszach dzieje się dużo, a sceny akcji są widowiskowe, dynamiczne i naładowane prawdziwą energią. Kreska jest trochę poszarpana, niczym dźwięki heavy metalu, a kolory ciepłe i nasycone. Jedyną rzeczą, która mi przeszkadzała, jest to, że momentami wszystko wydaje się trochę nieczytelne, tak jakby autor chciał zmieścić na danym rysunku zbyt wiele szczegółów. Nie jest to jednak uciążliwe i nie odbiera przyjemności z lektury. Album ma 272 strony, wydany został w miękkiej oprawie i formacie 170 x 260 mm. W środku znajdziemy też trochę materiałów dodatkowych: szkicownik, galerię okładek i krótką historię zatytułowaną „Tamte dni”.

„Murder Falcon” to solidny, pełen akcji tytuł, w którym nie brakuje również elementów dramatycznych. Komiks ten jest nie tylko bardzo dobrze narysowany, ale i poprowadzony. Daniel Warren Johnson stworzył opowieść, z którą zdecydowanie warto się zapoznać. Nawet jeżeli nie lubicie heavy metalu.

Maciej Skrzypczak

Recenzja ta pierwotnie ukazała się w serwisie KZ - Magazyn Miłośników Komiksów w dniu 22.02.2024 r.



Komentarze