"Dom Slaughterów - Tom 2 - Szkarłat" [recenzja]


"Szkarłat" to drugi tom serii "Dom Slaughterów" od wydawnictwa Non Stop Comics. Jego bohaterem jest Edwin Slaughter, członek Szkarłatnych Masek, którzy pełnią rolę kronikarzy Zakonu św. Jerzego. Tym razem opowieść za którą odpowiada Sam Johnes jest zupełnie inna, bardziej stonowana i klimatyczna, od tych z którymi mogliśmy zapoznać się do tej pory. 

"Jakież to sekrety zapisują w mrocznych zakamarkach Domu Slaughterów Szkarłatne Maski, tajemniczy skrybowie Zakonu Świętego Jerzego?
 
Rozmiłowany w historiach o łowcach z przeszłości oraz tych, pośród których żyje, Edwin Slaughter tylko spisuje ich opowieści... bez szans na przeżycie tego, co oni. Do czasu, gdy legendarne, odpowiadające za śmierć niezliczonych dzieci monstrum nie zmusza go do udziału w akcji. Czy pożyje wystarczająco długo, by spisać doświadczenia, czy też zginie, nie opowiedziawszy swojej historii?"


Drugi tom "Domu Slaughterów" to tytuł różniący się od swojego poprzednika i przygód Erici Slaughter. Z początku uniwersum stawiało nie tylko na historię, ale też na szybką i wartką akcję, gdzie nie nie do końca był czas na głębsze zanurzenie się w świat przedstawiony. Dopiero kolejne tomy stopniowo rozbudowywały i pomału ujawniały przeszłość bohaterów i zwyczaje Zakonu św. Jerzego. Tym razem jest inaczej, bo twórcy postanowili stworzyć klimat przez duże "K". Historia Edwina Slaughtera to opowieść dużo spokojniejsza, stonowana, wręcz kameralna. Nasz bohater to typ mola książkowego, ciągle ślęczącego nad księgami, które praktycznie zna na pamięć. Jednocześnie marzy o tym, żeby chociaż raz wziąć udział w prawdziwej akcji. Jego marzenie spełnia się kiedy chłopak dostaje polecenie zbadania tajemniczych wypadków na wakacyjnym obozie. 


Z czasem fabuła przenosi się na łódź na której znajduje się Edwin i jego potworna maskotka. Tutaj rozgrywa się akcja niemal całego komiksu, gdzie poruszają oni różne problemy i tajemnice związane z Domem Slaughterów. Scenariusz stopniowo przeradza się w coś niepokojącego i tajemniczego. Można powiedzieć, że z wątków obyczajowych całość przechodzi w horror psychologiczny mocno zaskakującym zakończeniem. Historia ma też całkiem sporo niedopowiedzeń, które z jednej strony są intrygujące, ale mogą sprawić, że osoby niezaznajomione z serią będą się czuły zagubione.


Za oprawę graficzną w drugim tomie "Domu Slaughterów" odpowiada Letizia Cadonici, której stylistyka jest bardzo zbliżona kreski Werthera Dell'Edery, dotychczasowego rysownika serii. W porównaniu z poprzednimi albumami mamy tutaj zdecydowanie mniej krwawych scen. W pewnym miejscu Edwin opowiada pewną opowieść, która została zilustrowana w bardzo mroczny i przygnębiający wręcz sposób, co bardzo mi się spodobało. Na końcu albumu znajdują się także materiały dodatkowe w postaci kilku wariantów okładek.

Drugi tom "Domu Slaughterów" to spokojna, lecz ponura historia, która swoją koncepcją różni się od poprzednich tomów serii. Dla nowego czytelnika może być jednak trudna w odbiorze z uwagi na zastosowane tam niedopowiedzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że opowieść jest intrygująca, a dla fanów uniwersum obowiązkowa.

Maciej Skrzypczak

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękuję wydawnictwu Non Stop Comics za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawca nie miał wpływu na recenzję i opinię.




Komentarze